Kilka
kanapek i sok. To był nasz posiłek, lecz ja nie byłam głodna.
-Pokarzę gdzie są rzeczy dla ciebie.
–rzekł Marek i weszliśmy na poddasze. Było ono niewielkie, a światło dawała
jedynie mała lampka. Na środku stała skrzynia, a w niej wiele sukienek,
koszulek i spodni.
-Skąd wy…
-Nie pytaj. –uciął jedynie poczym,
zszedł na dół, a ja niepewnie zabrałam się za przeglądanie ubrań. Otrzepałam je
z kurzu i wyczyściłam poczym usiadłam na kanapie w głównej części.
-Będę mogła zobaczyć całą okolić?
–zapytałam z zaciekawieniem.
-Pewnie, ale musisz z tym poczekać. Gdy
Dawid wróci idziemy do miasteczka na imprezę. Przy okazji wszystkich poznasz.
–rzekł Marek z uśmiechem. Ucieszyłam się. Zbliżał się wieczór, więc weszłam na
poddasze i przebrałam się w luźną, związaną w talii sukienkę za kolana, w
kwiaty. Zeszłam na dół, lecz nie znalazłam Marka. Wyszłam na zewnątrz, także go
nie było jednak Dawid nadchodził z plaży, a z nim… nie mogłam uwierzyć…
Florcia! Pomachała mi, a ja z trudem odmachałam.
-Cześć Marta! A ty myślałaś, że uda ci
się uciec. –powiedziała, gdy podeszła do mnie bliżej. Dawid zostawił nas, a sam
wszedł do chaty.
-Jak się tu dostałaś?! –zapytałam
zaskoczona.
-Cały czas byłam w pociągu. Dawid
przychodził i rozmawiał ze mną. Był naprawdę miły.
-Dlaczego nam o tym nie powiedział?
-Bo myślał, że wiesz. Zadbałam o to byś
się nie dowiedziała.Chciałam zrobić ci niespodziankę. I proszę, udało się.
–pokiwałam głową. Przynajmniej będę miała przy sobie kogoś równie
nieobeznanego.
-A gdzie mieszkasz? –to chyba
uzasadnione pytanie.
-Niedaleko. W miasteczku jest bardzo
miła atmosfera, a Dawid zna tam wszystkich, więc załatwił mi miłe mieszkanie.
Wieczorem
ubrałam się w krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach w żółtym kolorze, a
kilka minut później wyszłam razem z Markiem i Dawidem z chaty. Skierowaliśmy
się na małą dróżkę w lesie. Księżyc prześwitywał między koronami drzew, a nocna
bryza poruszała liśćmi. Nie szliśmy długo. Kilkanaście minut później zobaczyłam
światła przeświecające przez pnie. Ukazały mi się drewniane chaty i wiele ozdób
przy okrągłym podium. Kilka metrów od nas były stoliki, a trochę dalej bar.
Stało tam także stoisko z koktajlami. Na tle zaś widać było plażę. Zaparło mi
dech. Było pięknie.
-Wspaniale. –udało mi się jedynie wydusić,
na co obaj zareagowali uśmiechając się do mnie.
-Twoja kuzynka zareagowała podobnie.
–rzekł Dawid i dodał: -Idę pozałatwiać jeszcze kilka spraw. Trzymaj się Marka.
–po tych słowach odszedł. Spojrzałam na ludzi bawiących się już i stwierdziłam
ze zdziwieniem, że rozmawiają po Polsku.
-Wszyscy tu mówią po…
-Tak. Jak mówiłem to polska wioska, lecz
każdy tu umie posługiwać się także Włoskim. Wszyscy tu się znają. Są tego i
plusy, i minusy.-odwrócił się do mnie. –Mogę prosić? –zapytał i ukłonił się z przesadną
elegancją, a ja zaśmiałam się i kiwnęłam głową. Wspaniała muzyka płynęła to z
głośników to z podium, na którym ustawiali się artyści. Nie wiem ile piosenek przetańczyłam,
ale z pewnością kilka setek, dlatego nie dziwne było, że opadłam na krzesło
zmęczona.
-I, co? –zapytał brunet, a ja jedynie
uśmiechnęłam się.
-Cześć Marek! Może przedstawisz nam
swoją przyjaciółkę? –usłyszałam głos obok mnie. Stały tam dwie dziewczyny jedna
wyższa i szczuplejsza z ciemnoblond włosami, a druga trochę niższa brunetka.
-Cześć. Ole poznajcie Martę. Marto
poznaj Ole. –rzekł Marek z uśmiechem. Lekko się uśmiechnęłam i rzekłam:
-Bardzo mi miło. Wstałabym, ale moje
nogi odmówiły mi posłuszeństwa. –rzekłam i uśmiechnęłam się przepraszająco.
-W porządku. –powiedziała blondwłosa
Ola.
-Nic się nie stało –rzekła druga i
skierowały się do baru.
-Czy wszystko jest tu takie dziwne?
–zapytałam lekko rozśmieszona, na co on podniósł jedną brew.
-Jeżeli to było dla ciebie dziwne to
jeszcze nie znasz znaczenia tego słowa. Nie chcesz może czegoś do picia?
–zapytał.
-Chętnie, ale dobrze wiesz, że ja nie
piję. –powiedziałam patrząc na niego podejrzliwie, lecz on jedynie zaśmiał się
i wstał.
-Oczywiście.
–wstał i chwilę później znikł mi z oczu. Obserwowałam miejsce, w jakim była impreza.
Zorientowałam się, że wszystko zorganizowane jest w najbardziej wysuniętej części
wioski, która w gruncie rzeczy nie była taka duża. Jedynie kilka drewnianych
domów stało po dwóch stronach drogi, co nadawało całości miłe wrażenie.
Spojrzałam na księżyc i morze, które wyglądało przepięknie. Lekki wietrzyk
bawił się moimi włosami i przypomniała mi się dobrze znana melodia, którą
zawsze śpiewała mi moja mama. Uspokajała i dzięki niej czułam, że ona wciąż
jest ze mną. Uśmiechnęłam się, a po policzku poleciała mi jedna łza, którą
szybko starłam.