Jechaliśmy
już kilka godzin patrzyłam przez okno, siedząc w czerwonym fotelu, a w ręku
trzymając książkę, którą znalazłam na biblioteczce. Wszystkie książki mają wady
i zalety. Ta była napisana wspaniałym językiem jednak to, jakie miała
zakończenie zupełnie mną wstrząsnęło. Był to dramat, a one mają to do siebie,
że ma się po nich kilka dłuższych chwil zadumy. Myśli się o bohaterach, o tym,
dlaczego sam autor musiał to w ten sposób zakończyć. Takie właśnie przemyślenia
błądziły mi po głowie. Trzymałam ją w ręce i przeżywałam od nowa. Nagle z
zadumy wyrwał mnie czyjś głos:
-Co o tym sądzisz Marto? -Był to Dawid.
Znów rozmawiali z Markiem na jakiś bardzo wciągający temat, lecz tym razem
chcieli i mnie do tego wciągnąć. Oderwałam wzrok od rozpościerających się za
oknem pół i przeniosłam go na Dawida. On czekał na moją odpowiedź z
wyczekiwaniem, lecz ja nie miałam pojęcia, o czym on mówi:
-Ale, o co pytasz?
-O to czy według ciebie zmniejszenie
procentową ilość podatków w Polsce to czy wpłynęłoby to na rozwój jej środkowej
części czy raczej zewnętrznej, chodzi mi o urzędników, biznesmenów i o
rolników, chłopów. -Westchnęłam i powiedziałam:
-Nie mam pojęcia. -Dlaczego nie mogą
rozmawiać na jakieś normalne tematy tylko przejmują się problemami, których
zmiana mogłaby doprowadzić do jeszcze gorszego stanu? To po prostu
niezrozumiałe, ale nic na to nie poradzę. Odwróciłam się znów w stronę okna i
pogrążyłam w rozmyślaniach. Niby wszystko wydawało się proste jednak tak zagmatwane.
Patrzyłam wciąż na swoje życie z oddali, nie chciała się do niego przyznawać i
go zrozumieć. Lecz teraz musiała to zmienić. Bo jak już cos robisz to rób to na
całego. Jednak miałam przed tym obawy, co jeśli tego nie zniosę i jeszcze
bardziej zamknę się w sobie? Starałam się zatrzymywać wszystkie niejasności do
czasu jak znajdę na nie wytłumaczenie jednak nic samo nie przyjdzie. Nagle
trzasnęły drzwi. To był Dawid, który najwyraźniej miał jakąś pilną sprawę.
Wróciłam do swoich rozmyślań zmarszczyłam brwi i wtedy usłyszałam głos Marka:
-Czy coś się stało? -Zapytał z troską i
oparł się nonszalancko o framugę okna. Patrzył na mnie z zatroskaniem jednak ja
nie zwracałam na to uwagi. Coś we mnie pękło i wypaliłam:
-Muszę poukładać wszystko na swoje
miejsce. -Jego wzrok zmienił się na pytający. -Jest tyle rzeczy, które muszę
wyjaśnić i zrozumieć. Sama nie wiem czy dam radę. -Załamałam się i pochylając
ukryłam głowę w dłoniach. Był dla mnie
kimś więcej niż tylko przyjacielem, ale nie mogłam sobie tego uświadomić. Nagle
poczułam ciepłą dłoń na plecach, która głaskała mnie płynnie i pocieszała.
Podniosłam głowę i ujrzałam brązowe tęczówki oraz to, co kochałam, ten zabójczy
błysk w oczach. Uśmiechał się do mnie, a ja nie mogłam się temu oprzeć i także
się uśmiechnęłam. Patrzył na mnie i nic nie mówił, wystarczyło jedno spojrzenie
i żadnych słów na pocieszenie bym poczuła się dobrze. Uniósł dłoń i pogładził
mnie po włosach. Zrobił to pewnie i z wyczuciem ja nie stawiałam się tylko
wciąż na niego patrzyłam uśmiechając się. Lekko dotchnął mojej szyi jednak w tym
momencie coś nim wzdrygnęło i cofnął rękę. Spochmurniał, wstał i usiadł przy
ścianie kilka metrów ode mnie. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale nie podobało
to mi się. Starałam się złapać jego wzrok jednak on nie chciał tego zrobić.
Wstałam i podeszłam do niego. Odwrócił głowę jakby się czegoś bał. Kucnęłam
przy nim i starałam się jeszcze raz spojrzeć mu w oczy jednak z takim samym
skutkiem. Nie chciałam nic mówić, bo nie wiedziałam, co. Wsunęłam jedynie dłoń
pod jego rękę i ścisnęłam by dodać mu otuchy tak jak to robiłam po spotkaniu z
MM. Dopiero wtedy na mnie zerknął. Starałam się pocieszyć go, choć nie
wiedziałam, o co chodzi. Jego kącik ust wykrzywił się w uśmiechu. Nie umiałam
nic więcej zrobić. Marek wstał i pociągnął mnie za rękę bym zrobiła to samo.
Stałam już na nogach, gdy wszedł do przedział, trzaskając drzwiami, Dawid.
-Ja nie wierzę, to po prostu nie do
wiary!- Krzyczał. Zniechęcony i zły opadł na "swój" fotel przy stole.
-Żeby do czegoś takiego dopuścić! Nie wierzę, że coś takiego w ogóle miało
miejsce! -Oboje z Markiem spojrzeliśmy na niego pytająco, a on ze złością
powiedział:
-Jak mogło im zabraknąć ciasta
wiśniowego! To przecież nie do pomyślenia! -Oboje z Markiem prychnęliśmy ze
śmiechu. Dawid zmierzył nas lodowatym spojrzeniem i usiadł opierając głowę o
ręce.
-Ale musisz im przyznać rację że
skończyć się kiedyś musiał. –powiedział Marek ze śmiechem. –Może to i nawet
dobrze.-Dawid spojrzał z niedowierzaniem.
-Dobrze?! A co może być w tym dobrego?!
-Przynajmniej nie będziesz narzekał, jak
kilka lat temu że jesteś gruby. –starałam się podtrzymywać śmiech ale
uwierzcie… nie było to łatwe.
Wreszcie
mogłam wysiąść z tej piekielnej maszyny. Nie było nawet tak źle chociaż i tak
nie lubię pociągów. Wyszłam na niewielką stację otoczoną drzewami. W powietrzu
czuć było zapach soli morskiej. Odetchnęłam z ulgą gdy poczułam stały grunt pod
nogami. Dawid poprowadził nas do małego domku przy stacji. Nie wyróżniał się
specjalnie, jedynie szyld na samej górze z napisem „Informacja”. Czekałam z
Markiem na zewnątrz. Dawid szybkoi się uwinął, a gdy wyszedł zwrócił się do
nas:
-Muszę pozałatwiać parę spraw. Ale wy
możecie już iść. –Gdy Dawid znikł nam z oczu Marek poprowadził mnie na
piaszczystą dróżkę. Była szeroka i co chwilę mijali nas ludzie.
-Mam nadzieję że nie będzie ci
przeszkadzać nasza skromna willa. –Willa?! Czy będzie mi przeszkadzać?!
Oczywiście że nie. Choć wolałam powstrzymać się i powiedzieć:
-Nie. –Jednak gdy zobaczyłam o jaką
willę chodzi szczęka mi opadła. Wyszliśmy na plażę. Woda co chwilę zgarniała i
wypluwała piasek. Lekka bryza dawała wytchnienie w gorącym słońcu, a mały domek
wydawał się kołysać na deskach pomostu. Zdziwił mnie także fakt że był zrobiony
cały z drewna. Marek poprowadził mnie na pomost i przez niewielkie drzwiczki
zobaczyłam wnętrze tej bajecznej chaty. Była niewielka, a dach pokryty był
strzechą. Okna zasłonięte od środka paskami z korali nie były duże. Cały domek
miał okrągły kolor, a wejście znajdowało się od strony morza. Westchnęłam.
Stanęłam na pomoście, a Marek oparł się o drzwi.
-Tu jest pięknie. –on jedynie się
uśmiechnął i zaprosił do środka. Gdy weszłam w oczy rzucił mi się afrykański
wystrój. Wszystko co mogłow być było bambusowe lub drewniane. Pod samym
szczytem wisiały trzy hamaki, a wejścia do nich były dwa. Jedno po drabinie, a
drugie po schodkach, które prowadziły jeszcze na niewielkie poddasze. Główny
pokój wyłożony był bambusem lub różnorodnym drewnem. Stała tam kanapa, kilka
foteli, stolik i niewielka kuchnia za którą znajdowała się łazienka.
Od
razu wybrałam najwyższy hamak o zielonkawem kolorze.. Weszłam po drabince na
szczyt i położyłam w nim. Małe okienko pozwalało oglądać morze i wybrzeże,
wiele kilometrów od nas. Poleżałam tak dłuższą chwilę gdy mojego spokoju nie
przerwał głos Marka:
-I jak?
-Świetnie! –zeszłam na dół. –Niemogę się
doczekać aż wejdę do morza. –Marek uśmiechnął się i wyszedł na zewnątrz mówiąc:
-Więc chodźmy. –szybko wyszłam na
zewnątrz. Odetchnęłam morskim powietrzem i uśmiechnęłam się do siebie.
-To twoje. –podał mi moją torbę, a ja
szybko ją wzięłam i poszłam się przebrać. Czerwonawe bikini w dziwny wzór,
zawiązywany na szyi i byłam gotowa. Wyszłam poraz kolejny na zewnątrz i
skierowalam się na plażę. Marek leżał na piasku z zamkniętymi oczami. Podeszłam
do brzegu morza i dotchnęłam stopą wody. Przeszedł mnie lekki dreszcz gdy
poczułam chłodny otyk fal. Woda była ciepła. Oczywiście jak na morze.
Nagle
ktoś mnie podniósł i zaczął biec coraz głębiej w wodę. Spojrzałam się
zaskoczona na twarz winowajcy.
-Marek, postaw mnie! –krzyknęłam ale to
chyba nie był dobry pomysł gdyż właśnie wtedy wpadłam do wody. Jednak on cały
czas mnie trzymał i śmiał się. –Takie to śmieszne? –zapytałam lekko rozbawiona.
-Możliwe. –chlusnęłam mu prosto w trarz
i dopiero wtedy mnie puścił jednkak znów się roześmiał i nie pozostał mi
dłużny. Roześmialiśmy się oboje. Po chwili popłynęłam dalej i zanurkowałam, a
później się wynurzyłam. Zachwycałam się czystą wodą i pięknym słońcem.
-Powesz mi w końcu gdzie jesteśmy?
–zapytałam gdy wyszliśmy z wody po godzinie. Siedzieliśmy na pomoście lekko
muskając stopami taflę wody.
-To konkretnie miejsce to domek
nadmorski Dawida. Kupił go od jakiegoś poszukiwacza złota. Nie pytaj o więcej
bo szczegółów nie znam. Niedaleko znajduje się wioska lecz nie byle jaka. To
jedyna taka w swoim rodzaju Wieś Polska we Włoszech. –rzekł i uśmiechnął się
gdy zobaczył moją reakcję. Zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia. Byłam nie tylko
zaskoczona ale i czułam euforię z tego powidu.
-Czyli to jest Morze Śródziemne?
–zapytałam, a głos ledwo wydobywał się z moich ust gdyż wciąż nie mogłam w to
uwierzyć.
-Tak. –powiedział.
-Niewiarygodnie. –udało mi się jedynie
wykrztusić.
-Jak Dawid zabrał mnie tu za pierwszym
razem to też nie mogłem uwierzyć. To wspaniałe miejsce. –poweidział i
westchnął.
-Który raz tu jesteś? –zagadnęłam Marka.
Nie dziwiło mnie to że Marek już tu był. Starałam się jedynie uspokoić.
-Czwarty. Sześć lat temu Dawid, a raczej
jego rodzice, zainwestowali w małą działkę kilka kilometrów za miasteczkiem.
Mają tam podobno ogromną winnicę. Poszukiwacz złota o którym mówiłem to starzec
który od dłuższego czasu nie mógł znaleźć ani uncji. Wyprowadził się więc i
sprzedał domek. Dawid mówił że musiał go odnowić w czym pomogli mu ludzie z wioski. Jak się później okazało
byli to Polacy. Dawid nie przyjeżdża tu co roku. Za co kilka miesięcy przysyła
list do człowieka który jest tu, można powiedzieć, sołtysem. –zakończył, a ja
jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w widok poczym wstałam i powiedziałam:
-Chodźmy coś zjeść.