Elegant Rose - Double Heart "Pa­miętaj i nie wa­haj się kochać te­go co kochać warto." Jonathan Carroll: Wpis VIII

środa, 28 sierpnia 2013

Wpis VIII



               Najpierw Dawid rozdzielił karty na dwie części: jedna od "dwójek" w górę do dziewiątek, włączając "jokera"; druga to była reszta kart. Nie będę opisywać całej rozgrywki, bo była po pierwsze zbyt długa, a po drugie zbyt dużo było w niej szczegółów. W każdym razie nie szło mi tak źle. Po jakimś czasie punktacja była wyrównana po dziewięćset osiemdziesiąt. Ostatnia partia.
               Byłam na musiku. Dawid rozdał karty jednak ich zawartość mnie nie zadowoliła. Dostałam dwie damki -kier i pik. Króla żadnego nawet asa Tylko jedną dziesiątkę trefl. No i wszystkie dziewiątki. Nie byłam tym Zadowolona, ale "mina zawodowego gracza" musi być. Więc żadnych uczuć tylko spytałam się czy pasują, w duchu modląc się o to by wzięli jednak nic, tylko "pass". Spokojnie powiedziałam, że
gram sto i wolno podniosłam musik. Nie wiecie jak uszczęśliwiła mnie jego zawartość. Trzy karty, a dają tyle szczęścia. Jeden as, król i Dziesiątka kier jednak trzeba pamiętać o "minie zawodowego
gracza", więc nie zmieniając twarzy rozdałam po jednej karcie każdemu. Myślałam czy nie oddać damy pik, ale jednak nie. Podbiłam do 220 i oddałam dziesiątkę karo oraz trefl. Szybko zeszła cała lewa. Wzięłam całą. Marek i Dawid byli zdziwieni, ale to chyba mało powiedziane, byli w szoku.
-Marek ograła nas dziewczyna? Nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło.
-Mi też. -Odezwali się, a ja tylko uśmiechnęłam się do nich i złożyłam karty. Jechaliśmy już półtora godziny, więc byłam ciekawa gdzie jesteśmy? Usiadłam na fotelu przy oknie i zaczęłam wpatrywać się w świat za szklaną szybą. Zbliżała się godzina dziesiąta, czyli pora śniadania. Nie byłam głodna, dlatego przestałam o tym pamiętać.  Spojrzałam na migający krajobraz widniejący za oknem.  Marek nie chciał mi powiedzieć gdzie jedziemy  jednak mi to nie przeszkadzało, bo tajemnica daje niespodziance więcej szczęścia.
-Mam przeczucie, że wiem, dlaczego jest taka dobra. -Powiedział Dawid do Marka. Odwrócił się do mnie i zapytał:
-Marta, pamiętasz ten artykuł w gazecie, o którym mówiła cała szkoła? Wiesz, ten o tajemniczej postaci, która wygrała ogólnoszkolne zawody Karciane, a później nie chciała przejść do następnego etapu? -Popatrzyłam na niego.
-Tak. -Uśmiechnęłam się. -To byłam ja. -Marek zaczął się śmiać z Dawida, a on zmierzył go tylko wzrokiem i także zaczął się śmiać.
-Nie mam pojęcia skąd się tak dobrze znacie, ale uważam, że powinna mi się należeć jakaś nagroda. -Dawid podniósł się i ze śmiechem Skierował się ku drzwiom.
-Zaraz wracam! -Zamknęły się i zostałam tylko ja z Markiem, który wciąż był uśmiechnięty. Podszedł do mnie i kucnął przy fotelu. Spojrzał w moje oczy, a ja zwróciłam wzrok na niego. Miał wspaniałe
oczy, zawsze świeciła w nich iskierka szczęścia. To był wspaniały Widok, na który mogłam patrzeć się godzinami.
-Mam nadzieję, że się nie gniewasz za to, że wieziemy cie niewiadomo gdzie? -Spuścił wzrok, a przez to wyglądał jak zbity pies.
-Na prawdę nie mam wam tego za złe. Lubię niespodzianki. –Podniosłam się z fotela i pomogłam Markowi się podnieść. -Tylko, że nurtuje mnie Tyle pytań... Czuję jakbym miała zaraz eksplodować. -Marek odstąpił odemnie i powiedział:
-To może się odsunę żeby zrobić ci miejsce. -Uśmiechnęłam się wesoło i powiedziałam z żartem:
-Uważaj, bo jeszcze sprowokujesz wybuch. Zasypie cię gradem pytań i będzie męczyć przez całe życie. -Zrobiłam złowieszczą minę jednak tuż potem śmialiśmy się oboje.
-Jestem głodny. -Powiedział Marek, gdy usialiśmy na dywanie. –Zjadłbym konia z kopytami.
-Tylko żebyś nie udławił się kośćmi. Przecież są takiej wielkości, że ich nie zauważysz. -żartowaliśmy sobie i co chwilę wybuchaliśmy śmiechem. Aż od strony drzwi dobiegło mnie stukanie, a tuż po tym Marek wstał i powiedział:
-No nareszcie! Zaraz wracam. -Podszedł do drzwi i chwilę później Znikał za drewnianą płytą. Znów siedziałam sama jednak nie przeszkadzało mi to z resztą po dwóch minutach weszli obaj do pokoju Ciągnąc za sobą niewielki wózek, na którym stało kilka talerzy przykrytych srebrnym kloszem. Wstałam, a Marek rzekł:
-Zapraszam szanowną pannę na jedzenie. Podano do stołu! –Prychnęłam pod nosem ze śmiechu jednak oni także byli pełni radości. Usiadła, a Marek i Dawid przygotowali stół i postawili talerze ze srebrnymi kopułami. Marek odkrył moją i ujrzałam wspaniałą potrawkę z warzyw. Nie lubiłam za bardzo mięsa i Marek o tym pamiętał.  Na talerzu była przewspaniała tortilla z samych warzyw. Wspaniałe i proste, bez żadnych szczególnych drobiazgów. Spojrzałam na chłopaków, którzy stali nade mną i obserwowali reakcję. Uśmiechnęłam się do obu i podziękowałam.
-To wspaniałe, ale nie patrzcie się tak na mnie, bo na pewno też Jesteście głodni. -Zabrałam się za moją warzywną "kanapkę" i nie przejmowałam się więcej nimi. .Jadłam z apetytem, widocznie byłam jeszcze bardziej głodna niż przypuszczałam. Wspaniały smak, tak niepozorny z wyglądu, a daje tyle szczęścia.
               Pomogłam sprzątnąć ze stołu i zaproponowałam im pomoc, lecz oni się nie zgodzili. Wiedziałam jak na nich wpłynąć:
-Chcę po prostu wiedział gdzie jest kuchnia czy coś takiego jakby mi się zachciało jeść. -Wątpiłam żeby tak się stało, ale podziałało. Poszedł ze mną Marek. Widziałam jak śmieje się pod nosem za każdym razem jak patrzy na mnie. Na początku to nie przeszkadzało, ale po kilku minutach zaczęło mnie denerwować. Stanęłam i zirytowanym głosem rzekłam:
-O, co chodzi?! -Chłopak także się zatrzymał i powiedział wesołym tonem.
-Po prostu się cieszę.
-Niby, z czego?! Przecież nie jestem powodem do radości! –Byłam poirytowana jednak na to Marek przybrał łagodny wyraz twarz.
-Zależy, dla kogo. -Popatrzyłam na niego jeszcze raz wściekła, lecz po chwili na mojej twarzy pokazał się rumieniec. Zwróciłam się przed siebie i poszłam dalej. On dołączył do mnie po pewnym czasie, ale wiedziałam gdzie iść. Nic więcej nie mówiłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz