Najpierw
Dawid rozdzielił karty na dwie części: jedna od "dwójek" w górę do
dziewiątek, włączając "jokera"; druga to była reszta kart. Nie będę
opisywać całej rozgrywki, bo była po pierwsze zbyt długa, a po drugie zbyt dużo
było w niej szczegółów. W każdym razie nie szło mi tak źle. Po jakimś czasie
punktacja była wyrównana po dziewięćset osiemdziesiąt. Ostatnia partia.
Byłam
na musiku. Dawid rozdał karty jednak ich zawartość mnie nie zadowoliła.
Dostałam dwie damki -kier i pik. Króla żadnego nawet asa Tylko jedną dziesiątkę
trefl. No i wszystkie dziewiątki. Nie byłam tym Zadowolona, ale "mina
zawodowego gracza" musi być. Więc żadnych uczuć tylko spytałam się czy
pasują, w duchu modląc się o to by wzięli jednak nic, tylko "pass".
Spokojnie powiedziałam, że
gram sto i wolno podniosłam musik. Nie
wiecie jak uszczęśliwiła mnie jego zawartość. Trzy karty, a dają tyle
szczęścia. Jeden as, król i Dziesiątka kier jednak trzeba pamiętać o
"minie zawodowego
gracza", więc nie zmieniając twarzy
rozdałam po jednej karcie każdemu. Myślałam czy nie oddać damy pik, ale jednak
nie. Podbiłam do 220 i oddałam dziesiątkę karo oraz trefl. Szybko zeszła cała
lewa. Wzięłam całą. Marek i Dawid byli zdziwieni, ale to chyba mało powiedziane,
byli w szoku.
-Marek ograła nas dziewczyna? Nigdy mi
się to jeszcze nie zdarzyło.
-Mi też. -Odezwali się, a ja tylko
uśmiechnęłam się do nich i złożyłam karty. Jechaliśmy już półtora godziny, więc
byłam ciekawa gdzie jesteśmy? Usiadłam na fotelu przy oknie i zaczęłam
wpatrywać się w świat za szklaną szybą. Zbliżała się godzina dziesiąta, czyli pora
śniadania. Nie byłam głodna, dlatego przestałam o tym pamiętać. Spojrzałam na migający krajobraz widniejący
za oknem. Marek nie chciał mi powiedzieć
gdzie jedziemy jednak mi to nie przeszkadzało,
bo tajemnica daje niespodziance więcej szczęścia.
-Mam przeczucie, że wiem, dlaczego jest
taka dobra. -Powiedział Dawid do Marka. Odwrócił się do mnie i zapytał:
-Marta, pamiętasz ten artykuł w gazecie,
o którym mówiła cała szkoła? Wiesz, ten o tajemniczej postaci, która wygrała
ogólnoszkolne zawody Karciane, a później nie chciała przejść do następnego
etapu? -Popatrzyłam na niego.
-Tak. -Uśmiechnęłam się. -To byłam ja.
-Marek zaczął się śmiać z Dawida, a on zmierzył go tylko wzrokiem i także
zaczął się śmiać.
-Nie mam pojęcia skąd się tak dobrze znacie,
ale uważam, że powinna mi się należeć jakaś nagroda. -Dawid podniósł się i ze
śmiechem Skierował się ku drzwiom.
-Zaraz wracam! -Zamknęły się i zostałam
tylko ja z Markiem, który wciąż był uśmiechnięty. Podszedł do mnie i kucnął
przy fotelu. Spojrzał w moje oczy, a ja zwróciłam wzrok na niego. Miał
wspaniałe
oczy, zawsze świeciła w nich iskierka
szczęścia. To był wspaniały Widok, na który mogłam patrzeć się godzinami.
-Mam nadzieję, że się nie gniewasz za to,
że wieziemy cie niewiadomo gdzie? -Spuścił wzrok, a przez to wyglądał jak zbity
pies.
-Na prawdę nie mam wam tego za złe. Lubię
niespodzianki. –Podniosłam się z fotela i pomogłam Markowi się podnieść.
-Tylko, że nurtuje mnie Tyle pytań... Czuję jakbym miała zaraz eksplodować.
-Marek odstąpił odemnie i powiedział:
-To może się odsunę żeby zrobić ci
miejsce. -Uśmiechnęłam się wesoło i powiedziałam z żartem:
-Uważaj, bo jeszcze sprowokujesz wybuch.
Zasypie cię gradem pytań i będzie męczyć przez całe życie. -Zrobiłam
złowieszczą minę jednak tuż potem śmialiśmy się oboje.
-Jestem głodny. -Powiedział Marek, gdy usialiśmy
na dywanie. –Zjadłbym konia z kopytami.
-Tylko żebyś nie udławił się kośćmi.
Przecież są takiej wielkości, że ich nie zauważysz. -żartowaliśmy sobie i co
chwilę wybuchaliśmy śmiechem. Aż od strony drzwi dobiegło mnie stukanie, a tuż
po tym Marek wstał i powiedział:
-No nareszcie! Zaraz wracam. -Podszedł
do drzwi i chwilę później Znikał za drewnianą płytą. Znów siedziałam sama
jednak nie przeszkadzało mi to z resztą po dwóch minutach weszli obaj do pokoju
Ciągnąc za sobą niewielki wózek, na którym stało kilka talerzy przykrytych
srebrnym kloszem. Wstałam, a Marek rzekł:
-Zapraszam szanowną pannę na jedzenie.
Podano do stołu! –Prychnęłam pod nosem ze śmiechu jednak oni także byli pełni
radości. Usiadła, a Marek i Dawid przygotowali stół i postawili talerze ze
srebrnymi kopułami. Marek odkrył moją i ujrzałam wspaniałą potrawkę z warzyw.
Nie lubiłam za bardzo mięsa i Marek o tym pamiętał. Na talerzu była przewspaniała tortilla z
samych warzyw. Wspaniałe i proste, bez żadnych szczególnych drobiazgów. Spojrzałam
na chłopaków, którzy stali nade mną i obserwowali reakcję. Uśmiechnęłam się do
obu i podziękowałam.
-To wspaniałe, ale nie patrzcie się tak
na mnie, bo na pewno też Jesteście głodni. -Zabrałam się za moją warzywną
"kanapkę" i nie przejmowałam się więcej nimi. .Jadłam z apetytem,
widocznie byłam jeszcze bardziej głodna niż przypuszczałam. Wspaniały smak, tak
niepozorny z wyglądu, a daje tyle szczęścia.
Pomogłam
sprzątnąć ze stołu i zaproponowałam im pomoc, lecz oni się nie zgodzili.
Wiedziałam jak na nich wpłynąć:
-Chcę po prostu wiedział gdzie jest
kuchnia czy coś takiego jakby mi się zachciało jeść. -Wątpiłam żeby tak się
stało, ale podziałało. Poszedł ze mną Marek. Widziałam jak śmieje się pod nosem
za każdym razem jak patrzy na mnie. Na początku to nie przeszkadzało, ale po
kilku minutach zaczęło mnie denerwować. Stanęłam i zirytowanym głosem rzekłam:
-O, co chodzi?! -Chłopak także się
zatrzymał i powiedział wesołym tonem.
-Po prostu się cieszę.
-Niby, z czego?! Przecież nie jestem
powodem do radości! –Byłam poirytowana jednak na to Marek przybrał łagodny
wyraz twarz.
-Zależy, dla kogo. -Popatrzyłam na niego
jeszcze raz wściekła, lecz po chwili na mojej twarzy pokazał się rumieniec.
Zwróciłam się przed siebie i poszłam dalej. On dołączył do mnie po pewnym
czasie, ale wiedziałam gdzie iść. Nic więcej nie mówiłam.