-Marta!
Marta! Gdziesz ty poszłaś?! Maartaa!!! -To był głos ciotki i już wiedziałam, że
wróciła z wyjazdu i skończył się dla mnie popołudniowy czas wolny. Spojrzałam
na Marka, a on na mnie i powiedziałam smutna i przygnębiona:
-Muszę
iść...
-Rozumiem.
Mam nadzieję, że przeżyjesz, bo jutro chcę cię zobaczyć. -Zagroził żartobliwie,
a ja uśmiechnęłam się do niego lekko.
-Cześć!
-Do
zobaczenia! -Musiałam szybko wrócić na drogę żeby Monster nie wydzierał się na
cały park, a gdy mu się pokazałam rzekł:
-No
nareszcie! Jeżeli nie chcesz żebym zabroniła ci się wałęsania po parku to
lepiej słuchaj się mnie. -Wskazał mi stronę końca parku, w który poszłam. Nie
byłam smutna dzięki Markowi, lecz mimo to byłam zawiedziona.
Florcia znów stała przy kuchni i patrzyła, co chwilę na telefon. Pewnie znów
kolejny chłopak został singlem i czeka na wieści od Emilki i Jolki. Ciotka
siedziała na przeciw mnie i jadła w spokoju swoją kolację. Ja wstałam od stołu,
umyłam swój talerz i pomaszerowałam na górę. Położyłam się na łóżku i
pogrążyłam się w zamyśleniach. Pierwszy dzień wakacji i już zaczyna robić się
ciekawie. Nie byłam śpiąca jednak mimo to poszłam się wykąpać i wskoczyłam pod
kołdrę. Ten dzień to była miła odmiana.
Jak zwykle zbudziłam się wraz ze wschodem słońca i poszłam się umyć i ubrać?
Było już grubo po szóstej jak ubrałam się i wyszłam z domu. Mimo słońca rano
zawsze było zimno, dlatego ubrałam na siebie pomarańczowy sweter z ciepłej
bawełny. Przy wejściu przywitałam się z panem Stanisławem i poszłam wesołym
krokiem przez wspaniały krajobraz parku. Do głowy przyszła mi jedna z piosenek,
które słuchałam kilka dni temu i zaczęłam ją nucić, a po chwili niesiona rytmem
i melodią zaczęłam tańczyć. Kroków nauczyłam się kiedyś od dziewczyn z klubu
tanecznego. Kocham tę piosenkę... Taniec był trochę dziwny. Z zamkniętymi
oczami szłam i wesołym uśmiechem szłam tanecznym krokiem.
Nagle ktoś złapał mnie za rękę i zakręcił tak szybko, że chwilę musiałam postać
póki nie odzyskałam równowagi. Spojrzałam na stojącego przede mną Marka z
rozmierzwioną fryzurą.
-Witam
rannego ptaszka. Widzę, że humorek na wysokim poziomie dzisiejszego dnia.
-Zgadza
się. -Znów zaczęłam nucić ten sam fragment i ruszyłam w stronę mojego a raczej
naszego drzewa. Jednak on złapał mnie za nadgarstek i pociągnął na tę samą
dróżkę i w to samo miejsce, w którym rozstaliśmy się dzień wcześniej. Z wyczekiwaniem
czekałam aż Marek odsunie część muru i przepuści mnie. Za parkiem nie było
żadnych zabudowań. Tylko czysta łąka. Gdy wyszliśmy z małego zagajnika
zobaczyłam ją w pełnym wymiarze była ogromna, usypana makami i stokrotkami.
Zachwyt mój do dziś pamiętam. Wybiegłam kilkanaście metrów w przód nie wierząc,
że za murem miałam taki raj. Położyłam się na kwiatach, trawie i zaczerpnęłam
głęboki oddech. To miejsce było najwspanialsze na ziemi.
-Mogłabym
leżeć tak cały dzień. -Powiedziałam do siebie.
-To
zrozumiałe.-Chłopak usiadł obok mnie i zaczął zbierać kwiaty i coś dziwnego z
nich robić. Jednak po chwili pochmurniałam i usiałam, po czym zaczęłam nerwowo
wyrywać trawę z ziemi.
-Muszę
ci o czymś powiedzieć... -Chłopak spojrzał na mnie niepewnie.
-Dobrze
się czujesz? -Zapytał z obawą w głosie. -Wiesz, że jeżeli nie chcesz mi o czymś
mówić to nie musisz. Uszanuję to.
-Wiem,
ale po prostu chcę byś wiedział coś ważnego... -Spuściłam jeszcze bardziej oczy
i ze ściśniętym gardłem rzekłam: -Chciałabym byś wiedział o moich rodzicach...
-Chłopak był chyba zdziwiony, bo momentalnie ucichło wszystko, a głos miałam
ja. -Oni chcieli... Chcieli... Mnie ratować...Gdyby nie ja to wciąż by żyli, a
ja... Po prostu...-Nie mogłam powiedzieć ani słowa. Czułam, że po policzku spływają
mi łzy i zaczynam się trząść. -...Ten strzał... Lufa wymierzona... Huk... Ta
postać...Tata obsuwający się na ziemię... -Trudno był sobie to przypominać. To
przeżycie... Ale ku mojemu zdziwieniu Marek podpełzł do mnie i objął. Już nie
wytrzymałam i dalsze słowa mówiłam przez łzy. -...Później mama... To było
straszne... Ja... Ja... To przeze mnie...-On wtedy przytulił mnie mocniej i
wolno zaczął mówić:
-Pamiętaj,
że ten wypadek był poświęceniem dla ciebie, świadectwo prawdziwej miłości. Twój
ojciec i matka są z tobą i na pewno nie chcieliby byś płakała z powodu, że ich
nie widzisz. -Wstał i powiedział jeszcze dla otuchy: -Nie warto być smutnym,
gdy ktoś kocha tak mocno. Uwierz mi! -Czułam, że jest ze mną. Zapragnęłam
zobaczyć jego twarz, więc wstałam i odwróciłam się do niego. Stał całkiem
blisko mnie. Objął ramieniem i zwrócił w stronę lasu, który rozciągał się kilka
kilometrów od nas za łąką. –Jeżeli chcesz to pójdziemy tam niedługo -Las
wyglądał dość dziwnie, jakby był na wzniesieniu. Ale nie widziałam dokładnie,
bo był za daleko. Ale mimo to cieszyłam się, że mam obok siebie kogoś takiego
jak Marek.
-Dziękuję.
Już mi lepiej. -Odsunęłam się od niego i znów byłam uśmiechnięta. Spojrzałam na
słońce, a później na park i rzekłam: -Muszę już wracać. -Marek posmutniał, ale
wiedziałam, że się tylko ze mną droczy. Podeszłam do niego i się przytuliłam.
Tak bardzo byłam mu wdzięczna. Marek objął mnie, lecz niepewnie jakby się
czegoś bał. Zesztywniał nagle. Spojrzałam na niego, a później się odsunęłam.
-Jeszcze raz ci dziękuję. Muszę już iść. -Wolno odwróciłam się jednak przez
plecy rzuciłam jeszcze: -Do zobaczenia. -Poszłam niespiesznym krokiem do domu,
w którym prawdopodobnie czeka już na mnie Florcia. Miałam racje...
...Choć nie do końca. Zostawiła jakiś list, w którym było coś dziwnego...
Droga Martusiu!
Ja i mama
pojechałyśmy do Lublina, do wujka Stasia. Obiad masz w lodówce. Wracamy za
dwa dni. Przepraszam, że nie dzwoniłam, ale to pilna sprawa, a ja wiem jak nienawidzisz
wujka Stasia. Mam nadzieję, że sobie poradzisz.
Całuję, Florcia.
To już przesada! Żeby mnie zostawiać samą! Choć są i dobre strony... Ale i tak
Florcia jest mi winna wyjaśnienia! Na razie to zostawię. Muszę coś zjeść. Nie
do końca wiedziałam, co zrobić z tą sprawą, ale była jedna pewna rzecz.
Mianowicie muszę zadzwonić, do Florci. Musi mi wszystko wyjaśnić. Ale
najpierw śniadanie. Wyjęłam z lodówki masło i posmarowałam nim bułkę
przygotowaną na stole.