...Tak...
A wspomnienia zostały. W każdym razie wróciłam do pytania Marka:
-Tak,
znam.
-Podobno
za tydzień wyjeżdża do swojej willi nad morzem i spytał mnie czy nie chciałbym
pojechać. -Byłam zdziwiona tym, że Dawid kogokolwiek zaprasza do swojego
pałacu, ale chyba nic bardziej mnie już nie zdziwi. -Zgodzę się, jeżeli ty
pojedziesz ze mną. -Zamurowało mnie i stanęłam, a on zatrzymał się kilka kroków
odjemnie.
-Ja?!
-Jego spokojny głos prosił mnie bym się zgodziła, mimo że tego nie powiedział.
-Mówiłaś,
że chciałabyś spędzić, choć jeden dzień nad morzem. A ty będziesz miała cały
tydzień. -Teraz dopiero byłam w rozłamie.
-Muszę
to przemyśleć.
-Rozumiem.
-Podeszłam do niego i z wielką jak na mnie pewnością rzekłam:
-Tylko
nie bądź smutny jak nie pojadę. -Uśmiechnęłam się do niego, a on to
odwzajemnił.
-Muszę
już iść. -Zdziwiłam się jednak przytuliłam go na pożegnanie i poszliśmy w swoje
strony.
Nigdy nie byłam jeszcze tak zamyślona. Przez całą resztę dnia, aż do nastania
wieczora rozmyślałam nad tą propozycją. Z jednej strony bardzo chciałam
pojechać, bo to morze, plaża, zachody słońca... A z drugiej strony nie mogłam.
Ciotka pewnie by się nie zgodziła, Florcia cały dzień jeździłaby za mną i
śledziła mnie. Był jeszcze Dawid, którego nie widziałam od jakiegoś czasu. On
mnie pewnie nie pamięta i jak z tego wybrnąć. Z jednej strony mogłabym mu
odmówić i on o tym wie, ale z drugiej obwiniałabym siebie za to, że nie
wykorzystałam szansy spędzenia z nim więcej czasu. Mówię oczywiście o Marku. Był
dla mnie przyjacielem, jakiemu mogłam się zwierzyć ze wszystkiego. Ufałam mu.
Słyszałam na schodach skrzekliwy głosy Monster. Wróciły. Chwilę później ciotka
wtargnęła do mieszkania i z krzykiem pomaszerowała do pokoju. Tuż za nią weszła
Florcia i przywitała się ze mną przytuleniem. Spytałam, co się stało z ciocią,
a ona tylko wzdrygnęła ramionami i rzekła:
-Kto
to wie...? A co tam u ciebie? Jak sobie poradziłaś? –Ja także wzruszyłam
ramionami.
-Jakoś…
nie było tak źle.
-No,
przynajmniej miałaś więcej czasu dla siebie. Zazdroszczę ci. –uśmiechnęłam się
do niej pociesznie. Poszłyśmy do stołu, na którym rozłożona była kolacja. Flora
chyba się ucieszyła, bo odetchnęła z ulgą.
Nie byłam pewna czy to prawda, ale
Monster zgodził się! Nie trwało to nawet długo…
Późnym
wieczorem, gdy ciotka siedziała przed telewizorem przełączając kanały przyszłam
do niej i usiadłam w fotelu. Ona westchnęła i wyłączyła ekran.
-Dlaczego
nie mogą dać jakiś normalnych filmów! A ciebie, co trapi? –zagadnęła z
zaciekawieniem. Zdziwiłam się, ale zaczęłam:
-Miałabym
prośbę… -ciotka wzniosła oczy ku niebu.
-Wykrztuś
to!
-Dostałam
propozycję wyjazdu na tydzień nad morze… -moja rozmówczyni skrzywiła się, ale
ja szybko dodałam -…darmowego!
-A
jedź sobie! Nie mam dziś humoru. Do długich rozmów. –nie byłam pewna czy dobrze
zrozumiałam. Siedziałam jeszcze przez chwilę patrząc na nią zdziwionym
wzrokiem. Ona tylko na mnie zerknęła i rzekła: -Bo się rozmyślę…
Byłam szczęśliwa, że tego dnia powiem Markowi o tym, że jednak jadę. Nawet o
wiele wcześniej wstałam i szybko ubrałam się. Byłam owinięta melancholią i
radością. Wręcz podskakiwałam w stronę parku. Tuż przy samej bramie zastałam
pana Stasia, który na mój widok uśmiechnął się.
-Dziś
widzę panienka we wspaniałym humorkiem i nawet prędzej od Mareczka. -Nie tyle
byłam zdziwiona, co zadowolona. Szybko przywitałam się z parkowym i w
podskokach ruszyłam pod drzewo, ale w pierwszej chwili pomyślałam, że skoro
jestem tak wcześnie to mogę jeszcze pójść na łąkę. Więc ruszyłam do muru. Kilka
chwil później biegłam już po ukwieconym dywanie. Wspaniały krajobraz i świeże
powietrze. Jednak nagle zobaczyłam jakąś postać pochyloną pośród traw. Poznałam
rozmierzwiony kształt włosów i podkradłam się do niego. Skoczyłam mu na plecy,
a on ze strachu aż się poderwał ku górze, a ja wciąż wisiałam mu na szyi. Miał
zdziwiony wyraz twarzy jednak, gdy tylko spojrzał na mnie uśmiechnął się.
-Wystarczyło
zwykłe "Cześć!". -Zdjął mnie z pleców i przytulił na powitanie.
-Ładnie to tak straszyć innych? -Powiedział to z żartem, ale w taki sposób, że
zaczęłam się śmiać. -To wcale nie jest śmieszne. -Powiedział to i zaczął śmiać
się razem ze mną. Przestaliśmy dopiero po dłuższej chwili.
-Mam
dobrą wiadomość. -Marek spojrzał na mnie zaciekawiony, a ja rzekłam z
podekscytowaniem. -Jadę nad morzę! -Marek uśmiechnął się jeszcze szerzej i
krzyknął:
-To
wspaniale! Kiedy możemy wyjeżdżać?
-Nawet
dziś. Ciotka powiedziała, że mogę wyjechać. Aż mnie zamurowało, ale musimy to
zrobić najpóźniej jutro, bo szybko zmienia zdanie. Ale cóż... -Musiałam
wyglądać na uradowaną.
-Pewnie.
Zadzwonię do Dawida i powiem, że możemy jechać za dwie godziny. Może być?
-Zapytał się, ale ja bez zastanowienia zgodziłam się. Byłam podekscytowana i
szczęśliwa jak nigdy w życiu, ale przede wszystkim byłam wdzięczna Markowi za
to. Pomyślałam, że muszę się mu jakoś odwdzięczyć. Ale jeszcze nie wiedziałam
jak...
Czekałam z niecierpliwością na zakończenie rozmowy. Jednak nie mogłam się
doczekać, więc by się uspokoić zaczęłam biec w stronę lasu i zarazem ledwo
powstałe słońce. Ciepłe promienie dawały mi jeszcze więcej radości.
Cieszyłam się jak dziecko. Mijałam różnorodne rodzaje kwiatów i ziół. W pewnym
momencie stanęłam. Wzięłam głęboki wdech i poczułam lato. Zapach lekkiego
wiatru, wstającego słońca, nawet koloru kwiatów. Czułam się jak w raju. Nagle
ktoś krzyknął i wyjął mnie spod płaszcza melancholii. Gwałtownie się odwróciłam
i zobaczyłam Marka biegnącego w moją stronę.
-Zgodził
się tylko musimy się pospieszyć, bo jedziemy albo za cztery godziny albo za
półtora. -Powiedział chłopak, gdy do mnie dobiegł
-Dobrze.
–Pobiegłam w kierunku parku. –Do zobaczenia przy drzewie za pół godziny! –I już
mnie nie było. Biegłam nie mniej szczęśliwa niż przedtem. Minęłam mur, później
dróżkę „Złotych liści”, a przy bramie krzyknęłam do pana Stasia: „Jadę nad
morzę!”. Ostatnią bramą była klatka schodowa mojego bloku. Szybko po schodach i
wpadłam do domu. Bez żadnych wyjaśnień pobiegłam do mojego pokoju i zaczęłam
się pakować. Dwie bluzki na ramiączka, jedne „rybaczki”, jedna spódniczka i
oczywiście para… Nagle coś mną tknęło. „Przecież Marek mówił, że rzeczy będą
tam na mnie czekać!” Wyrzuciłam wszystko na łóżko i spakowałam tylko dwa tomiki
wierszy, szczęśliwą parę skarpetek i oczywiście mojego misia. Włożyłam tam
jeszcze kilka niezbędnych rzeczy i zapięłam torbę. Gdy wybiegałam z pokoju
wpadłam na Florcię i obie runęłyśmy na parkiet korytarza. Byłam tak
podekscytowana, że zapomniałam o jednej ważnej rzeczy… moja droga kuzyneczka.
-Już
wyjeżdżasz? –Zapytała ze smutkiem.
-Tak.
Niema chwili do stracenia. Muszę lecieć! –Chciałam wstać i szybko pobiec coś
zjeść jednak tuż przy kuchni zatrzymała mnie znana, chuda dłoń Florci.
-Chwila,
chwila. Dobrze wiesz, że chcę pojechać z tobą. Ale skoro nie mogę to, chociaż
chcę się dowiedzieć, z kim jedziesz? –To pytanie było zrozumiałe, więc rzekłam
wyciągając mleko z lodówki:
-Ze
znajomymi. –Florcia spojrzała na mnie podejrzliwie.
-Może
jaśniej?
-Nieważne.
–Odpowiedziałam szybko jednak ona chyba zauważyła rumieniec na mojej twarzy.
-A
właśnie, że dla mnie ważne. Z kim jedziesz? –Upierała się tak, że musiałam
powiedzieć, bo by mnie zamęczyła na śmierć, więc choć niechętnie rzekłam:
-Z
przyjacielem i znajomym. –Florcia aż nie mogła powstrzymać zdziwienia.
-Czyli,
że z facetami?! –Jej niedowierzanie było podobnego poziomu, co moje
zadowolenie.
-Tak.
A czy to coś zakazanego?
-Nie,
ale przecież… Jak ich poznałaś w ciągu zaledwie miesiąca wakacji… i żeby jechać
z nimi nad morze? –Tym pytaniem trochę mnie zirytowała, ale czy mogę być zła,
gdy czeka mnie kilka dni wylegiwania się na plaży.
-Znam
jednego dość dobrze. To po prostu moja bratnia dusza, a drugi to jego
przyjaciel, więc nie uważam by to było dziwne. A teraz dasz mi coś zjeść?
–Florcia przestała mi zadawać pytania jednak wciąż na jej twarzy było widać
zaciekawienie. Gdy skończyłam wstałam od stołu i w Pośpiechu zaczęłam zmywać
naczynia. Byłam już trochę zmęczona Wlepiającymi się we mnie błękitnymi oczami,
więc spojrzałam na nią i westchnęłam.
-O,
co ci chodzi?
-Słyszałam,
że w tym roku nad morzem Bałtyckim są dość silne i Porywiste wiatry, więc
odradzałabym ci...
-Daj
spokój! Wiem, że chcesz jechać ze mną.
-Tak
właściwie to, dlaczego nie mogę? -Powiedziała to jak mała Dziewczynka, której
czegoś się zabrania.
-Zachowujesz
się jak małe dziecko. Dobrze wiesz, że jest już za późno.
-Florcia
spojrzała na mnie pełna prośby jednak ja zbiłam ją jednym Rzutem oka zamiast
słów "Dajże spokój!”. Skończyłam myć Talerz i skierowałam się ku
wyjściu. Narzuciłam na siebie lekką
Kurtkę, złapałam swój bagaż i odwróciłam się do Florci.
-No
nareszcie. -Odezwała się i przytuliła mnie na pożegnanie.
-Zaczynasz
się zmieniać.
-I
to nie wiesz jak. -Odstąpiła ode mnie.
-Porozmawiamy
jak wrócisz. Tylko zdaj mi szczegółową relację.
-otworzyłam
drzwi i jeszcze spojrzałam na nią.
-To
cześć!
-Cześć!
-Zamknęłam drzwi i szybko pobiegłam do parku. Była już Siódma, czyli za kilka
minut mijało pół godziny.