Elegant Rose - Double Heart "Pa­miętaj i nie wa­haj się kochać te­go co kochać warto." Jonathan Carroll: Wpis IV

poniedziałek, 1 lipca 2013

Wpis IV



    Tego dnia znów nie miałam nic do roboty. Leżałam na kanapie i czekałam na telefon od Florci. Nie śpieszyło jej się z odpowiedzią. Normalny człowiek to na moim miejscu zacząłby się bać, ale nie ja. Wiedziałam, że nie stało się nic złego, bo po pierwsze Florcia zabrała komórkę, po drugie ciocia Wanda też pojechała i po trzecie to rozmawiałam z wujkiem przed chwilą i mówił, że wspaniale gra się w "Pana Zamku". W każdym razie leżałam tak i nie wiedziałam, co porobić. Gorąco na dworze nie dawało wyjść z domu. Nudziło mnie takie leżenie aż ktoś nie zadzwonił do drzwi. Wolno powlokłam się do celu i otworzyłam drogę Julii, która uśmiechnęła się na mój widok, a mnie poprawił się humor.

-Witam moją drogą przyjaciółkę. A przywitać się to nie łaska? –humor mi się poprawił i przytuliłyśmy się. Chwilę później siedziałyśmy na kanapie w salonie.

-Jak tam początek wakacji? –zapytała

-Nie jest źle. A ty tak szybko wróciłaś?

-Można powiedzieć, że to przez to, że znudziło mmi się tam, a można powiedzieć, że stęskniłam się za tobą.

-Taaa…, bo akurat uwierzę, że wróciłaś, bo pomyślałaś, jaka to ta twoja przyjaciółka jest biedna, bo siedzi w domu i się nudzi.

-Obniżasz mój autorytet. Poza tym wróciłam tylko na kilka dni, bo ojciec wyjeżdża do Hiszpanii, a ja muszę z matką do Gdańska.(…)

    (...)Tego ranka wspaniały wschód słońca nie dawał mi zasnąć. Zbliżały się chmury, a ja chciałam się jeszcze przejść i spotkać z Markiem zanim lunie. Szybko ubrałam się i wyszłam z domu. Wspaniały wiatr przed burzowy rzucał moimi włosami na wszystkie strony i na pewno wyglądałam wtedy nad wyraz komicznie. Wiało tak przez całą drogę jednak, gdy zbliżyłam się do mostu coś odwróciło moją uwagę od rozwianych włosów. Na drewnianym podeście stał Marek wpatrzony w wodę nie spiesznie płynącego strumyku. Był zamyślony jednak, gdy tylko się zbliżyłam, odwrócił się, a jego twarz rozświetlił promienny uśmiech.

-Witam rannego ptaszka. Widzę, że piórka dzisiaj zadbane i rozwiane. -I wtedy, gdy miałam odpowiedzieć mu coś włosy przysłoniły mi twarz tak, że nic nie widziałam. Starałam się je zabrać jednak niewiele to pomogło. Nagle poczułam ciepłe ręce dotykające mojej głowy, a później włosów. Zebrały je w kucyka, a później splotły. -Teraz mam nadzieję, że mnie przywitasz. -Usłyszałam zza siebie głos Marka, który był melodyjny i kojący. Uśmiechnęłam się i odwróciłam.

-No oczywiście, że tak. Witam drogiego pana. -Oboje roześmialiśmy się.

-Widzę, że mój ranny ptaszek wstał jeszcze wcześniej niż zwykle. -Oparłam się o barierkę mostu i westchnęłam.

-Chciałam jeszcze zobaczyć park przed burzą. Jest piękny i przed nią i po niej. -Marek był chyba tego samego zdania, bo wziął głęboki oddech i stanął obok mnie.

-Ten park z pewnością jest magiczny. -Marek spojrzał na mnie. Ja jednak patrzyłam w dal na płynący strumień i zamknęłam oczy...

    Wyglądała wtedy wspaniale. Włosy rozwiane nadawały jej bajeczny wygląd, zmysłowe oczy skryte pod powiekami - tajemnicę, a to wszystko dopełniał jaśminowy uśmiech, który był łagodny i ciepły. Nie wierzę żeby była człowiekiem, ona musi być aniołem. Zbliżyłem się do niej i objąłem ją jakbym chciał się upewnić, że nie zniknie. Znam ją dopiero od tygodnia, ale wiem, że jest w niej coś wspaniałego...

    ...Objął mnie w ciepłym i serdecznym uścisku. Jednak wtedy na nos spadła mi mokra kropelka wody, później następna. Marek chyba poczuł to samo, bo rzekł:

-Czas się zbierać. -Odstąpiłam od barierki i spojrzałam w górę. Na moją twarz skapywało coraz więcej małych zimnych kropli.

-Kocham deszcz. -Chłopak złapał mnie za rękę i pociągną w stronę wyjścia.

-Ja także, ale musimy już iść, bo zanosi się na więcej niż tylko małą ulewę. -Zaczynało coraz mocniej padać, a po chwili lało się wiadrami. Byliśmy cali mokrzy, a mimo to Marek wciąż ciągnął mnie za rękę. Zaczęłam się śmiać. Myślałam, że to głupie, ale po chwili Marek odwrócił się do mnie i także zaczął się śmiać. Stanęliśmy pod drzewem przy samej bramie parku. -Lepiej tu zaczekajmy zanim nie minie. -Powiedział Marek i uśmiechnął się do mnie ciepło. Spojrzałam na drogę, która była już zalana, a później na niebo, które było całe pokryte granatowymi chmurami. Modliłam się żeby tylko nie grzmiało. Bałam się grzmotów, gdy byłam na dworze, tylko grzmotów. W domu zaś nie bałam się niczego, tylko w czasie burzy wyglądałam przez okno by nacieszyć wzrok pięknym tańcem błyskawic. Nagle zobaczyłam błysk światła, a tuż potem przeszywający mnie od środka huk grzmotu sprawił, że zadrżałam. Przylgnęłam do najbliższej osoby, a w tym przypadku był to Marek. Nagle poczułam znów to samo, co wczoraj, zesztywniał. Spojrzałam na niego przerażona i dopiero wtedy rozluźnił się i mnie objął. Mimo że grzmiało naokoło nas to wcale się nie bałam. Uśmiechnęłam się. Nagle do głowy wpadł mi pomysł. Odsunęłam się trochę od Marka jednak wciąż ściskałam jego rękę.

-Chodź ze mną. -Pociągnęłam go i ruszyłam w stronę najbliższego poddasza. Stało tam trochę ludzi jednak biegłam dalej do następnego i dalej. Jednak, gdy skręciłam za zakręt zobaczyłam coś, a raczej kogoś. Stanęłam momentalnie, a Marek o mało na mnie nie wleciał. Spojrzał na mnie, a później przed nas i także nie wiedział, co robić, co mnie trochę zdziwiło.

-To MM. -powiedziałam do niego cicho, stały dokładnie na wejściu do mojej klatki, prawdopodobnie czekają na mnie, bo wiedzą, że w czasie deszczu lubię sobie wyjść na chwilę. Widać nie mając, co robić chcą się nade mną poznęcać. Marek także chciała coś powiedzieć jednak zamiast tego pociągną mnie z powrotem.-Nie możemy ich obejść, bo tam gdzie stoją jest nasz cel. -Rzekłam i ruszyłam w ich stronę. Coraz bardziej biło mi serce i czułam, że nie wytrzymam. Zatrzymałam się kilka metrów od nich i powiedziałam do Marka: -Dalej nie idę. -Marek pociągnął mnie za sobą i zbliżył się do MM.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz