Elegant Rose - Double Heart "Pa­miętaj i nie wa­haj się kochać te­go co kochać warto." Jonathan Carroll: Wpis V

piątek, 5 lipca 2013

Wpis V



-Witam Mareczku. Czyli przemyślałeś moją propozycję. -Kaśka jak zwykle próbowała zaimponować chłopakom. Ale skąd znała Marka i jaką propozycję. -Teraz tylko do klubu i...

-Żadnej twojej propozycji nie przemyślałem, bo niema się, nad czym zastanawiać! Moja odpowiedź brzmiała "Nie!", Brzmi "Nie!" I będzie brzmieć "Nie!". Koniec i kropka! -Krzyknął jej prosto w twarz. Nigdy nie widziałam żeby ktoś był tak wściekły z chłopaków na Kaśkę. Ona zrobiła tylko słodką minę i zwróciła na mnie. Trzymałam mocno za plecami jego rękę jednak, gdy jej lodowaty wzrok spoczął na mnie ścisnęłam mocniej rękę Marka, a on odwdzięczył się tym samym.

-Czyli wolisz ciche dziwaczki, które lubią siedzieć całymi dniami w książkach. Szczerze powiem, że ta tutaj jest adoptowana, a jej ojca i matkę zabił jakiś kryminalista. Szkoda, że jej też nie odesłał z powrotem. -Z oczu po raz pierwszy popłynęły mi łzy z powodu słów Kaśki. Ścisnęłam najmocniej jak potrafiłam rękę Marka jednak nic nie powiedziałam.

-Nie obrażaj nigdy Marty! Mówię to po raz ostatni! Zresztą, za kogo ty się uważasz! Jeżeli będziesz poniżać ją jeszcze raz to ja poniżę ciebie i to tak, że się nie pozbierasz! A teraz osuń się! -Przecisnął się razem ze mną do środka. Nie wiedziałam jak wyglądała po jego krzyku Kaśka, ale sobie wyobrażałam. Nie mniej jednak zraniła mnie i to dość mocno. Wciąż łzy leciały mi po policzkach. Nie odzywałam się, to był wewnętrzny ból, który bardzo często wracał jak poranny wiatr. Staliśmy na głównej klatce i nic nie mówiliśmy. Widziałam, że Marek ma opuszczony wzrok i jest wpatrzony w podłogę. Ścisnęłam rękę by dodać mu otuchy jednak on nie poruszył się ani nie zrobił żadnego ruchu. Nie widziałam go jeszcze w tym stanie. Stanęłam na wprost niego i starałam się złapać jego wzrok, lecz był bardziej skryty niż mi się zdawało. Więc przytuliłam go. Byłam od niego niższa o trzy czwarte głowy, dlatego położyłam głowę na jego piersi. Wciąż płynęły mi łzy z oczu jednak powoli przestawały. Słyszałam bicie jego serca, było bardzo szybkie jednak miarowo się uspokajało.

-Dziękuję. -Powiedziałam cicho, a on dopiero wtedy się poruszył. Byliśmy mokrzy, a mnie zaczynało być zimno. Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Objął także i rzekł spokojnym już głosem:

-Chodźmy dalej, bo zaraz zamarzniemy. A tak właściwie to gdzie mnie zabierasz? -Uśmiechnęłam się do niego jednak nic nie powiedziałam. Poszliśmy na samą górę bloku aż do najwyższej klatki. Apartament numer 36. Wyjęłam klucz otworzyłam zamek i weszłam do środka ciągnąc za sobą Marka. Od razu zamknęłam drzwi i wtedy zorientowałam się, że wciąż trzymam Marka za rękę. Było to dość niezręczne, bo on też sobie zdał z tego sprawę. Zarumieniłam się jednak on tylko uśmiechną się serdecznie. Gdy ochłonęłam rzekłam:

-Idę się przebrać, jak chcesz to możesz iść do łazienki się jakoś… ogarnąć, ostatnie drzwi na prawo. -Po czym poszłam do swojego pokoju wybrać sobie rzeczy. Wzięłam bluzkę i krótkie spodnie, standardowo i może jeszcze...

    Poszedłem do łazienki. Mimo że to mały dom to można tu się zgubić. Na początku trafiłem do dość dużego pokoju ze starą lampą na środku. To musiał być pokój ciotki Wandy. Następny był pokój z wielkim bałaganem i plakatem Edwarda Selera na ścianie. To musiał być pokój Florci, a w takim razie tuż koło niego musi być pokój Marty. Usłyszałem nagle jakieś słowa. Musi z kimś rozmawiać...

-Tak wszystko już w porządku.... To już czwarty raz od rozpoczęcia się wakacji. Wytrzymuję z nimi jakoś, ale jest coraz trudniej... Spokojnie. Do zobaczenia...

    Musiała mówić z pewnością o Kaśce i innych. Byłem zdziwiony, że mi o tym nie powiedziała. Ale pewnie miała powód. Teraz jednak muszę się, choć wytrzeć...

    Byłam szczęśliwa, że Julia zadzwoniła. Dobrze mieć taką przyjaciółkę. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Chciało mi się jeść, więc zrobiłam sobie gorącą zupkę. Przy okazji musiałam się ogrzać, bo było mi strasznie zimno. Zaczęłam się trząść. Mimo że się przebrałam to było mi bardzo zimno. Usiadłam na kanapie i zaczęłam powoli sączyć gorący wywar. Po chwili przyszedł Marek i usiadł koło mnie. Jednak, gdy spojrzałam na jego włosy ledwo powstrzymałam śmiech. Miał rozmierzwioną to w dość śmieszny sposób fryzurę.

-Śmiej się dalej. Ty nie wyglądasz lepiej. -Wskazał na moje włosy i miał racje. Jednak ja odeszłam od tematu mówiąc:

-Nie podziękowałam ci jeszcze za tamto. -Marek uśmiechną się.

-Ona się za daleko posunęła. Nie cierpię jej.

-Mogę, chociaż spytać skąd znasz MM? -Teraz dopiero zaczął się wymigiwać.

-To stare znajome. Gdy przyjechałem tu po raz pierwszy w czasie wakacji pierwsze, co to się na mnie rzuciły. Cudem uciekłem. Co roku jest ta sama sytuacja, a teraz do tego Kaśka chce mnie owinąć wokół palca? Uważa, że wszystko, co sobie ubzdura musi się spełnić.

-Ale mimo to bardzo ci dziękuję. -Oparłam się o niego i tak siedzieliśmy przez chwilę.

-Wiesz, co,   jeśli będziesz chciała możesz do mnie przyjść. Zawsze możesz mnie zastać pod naszym dębem. -Momentalnie się od niego oderwałam i spojrzałam na niego okrągłymi oczyma.

-Ty mieszkasz pod drzewem?! -Marek roześmiał się tylko, a ja wciąż nie wiedziałam czy to prawda czy nie.

-Daj spokój! Przecież wiesz, że gdybym tam mieszkał to bym ci o tym powiedział. Ale nie bywam w domu często. (...)

    (...)Szłam wolno uliczką wracając po burzy do parku. Cieszyłam się tym bardziej, że był ze mną Marek. Znam go już od miesiąca i wciąż mam wrażenie jakby nie chciał mi czegoś powiedzieć. Usiedliśmy pod drzewem i w ciszy patrzyliśmy na zalany srebrzystymi kropelkami obraz parku. Deszcz, który jeszcze kilka minut wcześniej oblewał korony z liśćmi kaskadami mokrych srebrzystych kropli teraz lśnił w słońcu. Patrzyłam na wspaniały świat, który na moich oczach zmienił się w raj.

-To jest piękne. -Wstałam i podbiegłam do najbliższego drzewa i strąciłam z niego kropelkę wody, która opadła mi na nos i wywołała przyjemny dreszczyk. Podbiegłam do następnego i zrobiłam to samo. Wyglądałam jak mała dziewczynka, która znalazła nową zabawę. Uśmiechałam się za każdym razem, gdy zimna kropla dotykała mnie dreszczem. Nagle na moją głowę spadła kaskada zimnego powiewu i moje włosy błyszczały od mokrych pozostałości po burzy. Odwróciłam się i spojrzałam wprost w  kryształowo brązowe oczy, które spoglądały w moją stronę. Uśmiech rozszerzył mi się na twarzy i lekko pociągnęłam Marka pod drzewo następnie potrząsnęłam nim i w ten sposób było jeden, jeden.

-Mam pytanie. Ale najpierw wyjdźmy spod tego drzewa. -Jego głosy nie skrywał obaw, więc uznałam, że mogę go posłuchać. Wyszliśmy, a wtedy Marek pomaszerował wolnym krokiem w stronę mostu, mówiąc: -Znasz Dawida Freddemanna? -To przecież bez nadziejne pytanie, wszyscy go znają z tej okolicy jednak nie żeby ktoś z nim gadał po Prost z widzenia. Dawid to najbogatszy chłopak w tym mieście i mieszka po drugiej stronie miasteczka. Jego rodzice, Maria i Gefray, są biznesmenami i mają ogromny dom. Ojciec jest z Anglii i tam właśnie pracuje. Przyjeżdża do Dawida raz na dwa tygodnie. Zresztą matka nie jest lepsza. Przyjedzie raz na tydzień i tyle ją widzieli. Dlatego jego dom stoi praktycznie cały czas pusty, no nie licząc Dawida. Pamiętam, że miałam z nim kiedyś rozmowę... Nie była ona miła...

Było to trzy lata temu. Było lato i właśnie chciałam jak zwykle iść rano do parku, gdy zobaczyłam wielką koparkę. Marki FREDDE, chyba łatwo się domyślić czyja była. Chcieli usunąć park. Nikt nie protestował, ale ludzie szemrali o tym, że to źle, więc pomyślałam, że musi ktoś coś zrobić. Wtedy ujrzałam Dawida chodzącego z butelką coli w ręce i jakiegoś chłopaka, który podszedł do niego pewnym krokiem i zaczął się z nim kłócić. Na koniec Dawid krzyknął:

-Nienawidzę cię! -I podszedł do mnie. -Mam ciebie serdecznie dość i tego twojego chłopaka! -Nie wiedziałam, o co chodzi.

-Co? -Nie byłam pewna swojego głos, lecz on zatrzymał się i krzyknął mi prosto w twarz:

-Zamknij się! Nie do ciebie należy ostatnie słowo! Nie wierzę, że wolałaś jego zamiast mnie! -Krzyczał na mnie, wręcz wrzeszczał. Ale chyba mnie z kimś pomylił. Odszedł sztywnym krokiem. Kilka minut później wszystkie maszyny odjechały, a ja wciąż nie wiedziałam, o co w tym chodziło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz